Wywiad z Dorotą Ścisłowską, lektorką i metodyczką Early Stage.
Jak to się stało, że zafascynował Cię język angielski i zaczęłaś rozwijać się w tym kierunku?
Byłam w drugim roczniku uczniów Early Stage. Moją nauczycielką angielskiego była Joanna Zarańska, zaczęła ze mną pracować jak miałam 8 lat i ona była moją jedyną nauczycielką do 15 roku życia. Szkoła mieściła się wówczas w Domu Kultury Forma. Spędzałam tam wiele godzin: na angielskim, douczkach, ale też amatorskim teatrzyku. Pamiętam, że mieliśmy również piątkowe spotkania filmowe. Joanna przywiozła z Anglii wiele kaset VHS i puszczała nam filmy w oryginale: bajki Disneya, Gwiezdne Wojny. Uczniowie Early Stage mogli tam przychodzić w piątki na prywatne seanse filmowe. Czasami pilnowała nas moja mama. Była tam taka wielka kanapa… Bardzo miło to wspominam. Moje dzieciństwo jest nieodłącznie związane z Early Stage.
Kiedy kończyłam naukę, to Joanna powiedziała „Ty jeszcze będziesz kiedyś u mnie uczyć”. Zapamiętałam to. Potem poszłam do liceum i na studia. Przez cały czas dawałam wtedy korepetycje, pracowałam w różnych szkołach językowych, uczyłam młodzież, szkoliłam pracowników firm z biznesowego języka angielskiego. Pod koniec studiów wyjechałam na rok do Hiszpanii i potem ponownie zaczęłam szukać pracy w Polsce. Moja mama spotkała wówczas sąsiadkę, która uczyła w Early Stage. To było po 10 latach! Od razu jednak wiedziałam, że chcę wrócić. Pamiętam, że moja rozmowa kwalifikacyjna odbyła się u Joanny w mieszkaniu. Dostałam pracę i grupy na Drewnianej, na Powiślu. Już wtedy było parę filii Early Stage. Miałam też zajęcia na Kabatach w Przymierzu Rodzin i na Kazimierzowskiej. Po miesiącu od rozpoczęcia przeze mnie pracy okazało się, że lektorka, która miała być liderką na Powiślu, nie mogła objąć tego stanowiska i wówczas dostałam jeszcze propozycję poprowadzenia małej filii. To był niesamowicie intensywny rok. W tym samym czasie udało mi się skończyć studia.
Potem pojawiła się w moim życiu możliwość wyjazdu do Kataru. Wiązała się z dobrymi warunkami finansowymi, ja też wtedy ze względów osobistych chciałam opuścić Polskę i zdecydowałam się podjąć to wyzwanie. I utknęłam w tym Katarze na 6 lat…😊. Moja kariera potoczyła się w ciekawym kierunku. Zrobiłam studia z nauczania początkowego i byłam wychowawczynią klas trzecich. Po paru latach zostałam opiekunką wszystkich nauczycieli klas trzecich – „liderką roku”. Następnie dostałam awans na stanowisko metodyczne i przeniosłam się do innej filii szkoły.
A z czym wiązała się tam rola metodyka? Czy zakres obowiązków był podobny jak w Early Stage?
To nie była tylko szkoła językowa, więc kwestia opieki programowej była dużo bardziej rozbudowana. Byłam koordynatorem całego programu. Wiązało się to z obowiązkami metodycznymi, takimi jak hospitacje, ale zajmowałam się też analizą programu i jego realizacji, musiałam monitorować jakie rezultaty osiągają uczniowie. Analizowałam dane, trendy, opracowywałam wyniki i przedstawiałam swoje propozycje zmian. Wspierałam też nauczycieli w ich rozwoju - w kwestiach warsztatowych, podpowiadałam jak budować kontakt z uczniami, jak ich bardziej angażować, co można zrobić, żeby uczniowie więcej korzystali z lekcji. Często w Katarze pracowałam z nauczycielami z bardzo dużym doświadczeniem. Wielu z nich było na końcu swojej ścieżki kariery, z niewielkim nastawieniem na rozwój. Ważniejszy dla nich był spokój. To było ogromne wyzwanie.
Jaki wpływ na Twoją pracę miały różnice kulturowe?
Największą różnicą w stosunku do Polski było minimalne zaangażowanie rodziców w Katarze w rozwój dzieci. W Katarze cała odpowiedzialność za wyniki i rozwój moich uczniów spoczywała na mnie, niewielu opiekunów się w to angażowało. W Polsce rodzice chcą wiedzieć co się dzieje, są zainteresowani, często się ze mną kontaktują. Tam dzieci Katarczyków były zwykle pod opieką opiekunek, dowozili je kierowcy. Rodzice wielu uczniów to również ekspaci z Egiptu, Palestyny - biznesmeni, lekarze, inżynierowie. Nie mieli czasu. Jeśli chodzi o kobiety - w Katarze nie ma czegoś takiego jak urlop macierzyński, po urodzeniu dziecka jest tylko 50 dni wolnego.
Czy w swojej pracy byłaś kiedyś dyskryminowana z racji tego, że jesteś kobietą?
W Katarze wiele kobiet uczy – szczególnie na wcześniejszych etapach takich jak przedszkole czy szkoła podstawowa. Nie był to więc dla mnie problem. Zdarzało się czasami jedynie, że kiedy dzieliliśmy uczniów na klasy na kolejny rok to trudniejszych uczniów przekazywało się w ręce mężczyzny-nauczyciela, bo uważano, że on sobie z nimi „lepiej poradzi”.
Pamiętasz jakieś gafy kulturowe, które popełniłaś?
Tak. Podczas pierwszej „wywiadówki” chciałam uścisnąć rękę każdemu z rodziców. Ojcowie dzieci patrzyli na moją i nie wyciągali swojej. Pomyślałam na początku, że to niegrzeczne, ale potem już wiedziałam, o co chodzi. Na szkoleniach wdrożeniowych była mowa co wolno, a czego nie, ale akurat ta „ręka” mi umknęła😊
Była też taka sytuacja, że na Dzień Matki robiłam projekt, podczas którego dzieci miały napisać wiersze o swoich mamach. W pewnym momencie odmówiły napisania imion. Okazało się, że w niektórych kręgach kulturowych w takich sytuacjach imienia mamy nie należy podawać, bo jest to traktowane jak odsłanianie jej. Tak jak powinna być zasłonięta „fizycznie” poprzez odpowiednie ubranie, tak samo w takich sytuacjach nie powinno się jej identyfikować.
Coś jeszcze było dla Ciebie trudne?
W Katarze obowiązuje prawo Kafala, które mówi, że ekspat nie może podjąć samodzielnie prawie żadnej decyzji, szczególnie zawodowej. Jak przyjeżdżasz do kraju to zawsze jest za Ciebie odpowiedzialny albo Twój małżonek albo szef. W moim przypadku decydentem był szef. Gdy chciałam wyrobić katarskie prawo jazdy, to musiałam napisać do niego podanie. Ze zgodą szłam do Ministerstwa Transportu. Prywatne decyzje też musiał ktoś zaakceptować: wynajęcie mieszkania, wyjazdy do Polski czy innych krajów. Do Kataru nie można przyjechać tak po prostu, z wizą turystyczną można spędzić maksymalnie miesiąc, ale na stałe można przyjechać tylko do pracy – jeśli nie masz małżonka to odpowiedzialność musi za Ciebie wziąć przełożony.
A jak było z Twoim ubraniem? Czy musiałaś zasłaniać włosy?
Nie. Faktycznie w Arabii Saudyjskiej, która jest obok, jest to konieczne, natomiast w Katarze na co dzień trzeba tylko się ubierać skromnie - nie odkrywać ramion, dekoltu, mieć na sobie luźniejsze rzeczy. Zdarzyła mi się raz taka sytuacja, że jechałam na imprezę, na której obowiązywały już luźniejsze zasady, jeśli chodzi o strój. Zatrzymaliśmy się pod jakimś centrum handlowym, gdzie chciałam sobie tylko kupić kawę. Zostałam z niego wyproszona. Wtedy poczułam, że na pewno nie jestem u siebie. Zatęskniłam.
Czy wtedy postanowiłaś wrócić do Polski?
Dojrzewało to we mnie, wiedziałam, że chcę wrócić, że Katar jest tymczasowy. Podobała mi się moja kariera, dostawałam awanse, szkoła dużo inwestowała w mój rozwój. Dzięki temu mogłam jeździć po świecie na różnorodne kursy i szkolenia. Widziałam jednak, że otaczająca mnie rzeczywistość nie odpowiada temu, o co naprawdę chodzi w edukacji. Dla mnie zawsze najważniejsze były dzieci, a tam czułam, że najważniejsza jest wygoda nauczycieli, że czasami robi się pewne rzeczy, żeby to tylko dobrze wyglądało. Poza tym zawsze w moim sercu było Early Stage, a filozofia i metoda szkoły były mi bardzo bliskie. Joanna urosła wręcz w mojej świadomości do idolki😊
Byłyście w kontakcie przez te lata?
Tak, Joanna odzywała się do mnie co jakiś czas, pisałyśmy do siebie. Parę razy rozmawiałyśmy o franczyzie Early Stage w Katarze. Przeprowadziłam jednak analizę biznesową i okazało się, że w tym środowisku to się nie sprawdzi. Odezwałam się więc do Joanny, że wracam i czy ona widzi dla mnie jakieś miejsce w Polsce. Umówiła mnie wtedy na rozmowę z Tonią Bochińską, której jeszcze nie znałam osobiście. Moja siostra chodziła do niej kiedyś na zajęcia i kojarzyłam Tonię z opowieści o lekcji dotyczącej jedzenia, na którą przyniosła owoce i warzywa a potem, wspólnie z uczniami przygotowywała posiłki. Uczniowie próbowali wspólnie przyrządzonych smakołyków i zastanawiali się jak je nazwać po angielsku.
Tonia przedstawiła mi różne możliwości. Podjęłam decyzję o powrocie do pracy w Early Stage - najpierw pojechałam na obóz językowy z dziećmi, a następnie podpisałam umowę o pracę – częściowo jako lektorka a częściowo jako metodyk w zespole metodyków głównych w centrali.
Czym się w tej chwili zajmujesz?
Jednym z fantastycznych aspektów mojej pracy jest to, że cały czas zajmuję się czymś innym. Prowadzę szkolenia, zajmuję się blogiem Early Stage Universe, piszę scenariusze wewnętrzne, tworzę kartkówki. Robię też wiele innych rzeczy – w zależności od projektu.
Za co lubisz Early Stage?
Czuję, że pracuję w gronie pasjonatów, ludzi, którym żadne wyzwanie nie jest straszne - mają dużo pomysłów oraz chęć i energię, by je realizować. Mam tu pole do rozwoju. Z drugiej strony lubię to, że to nie jest praca "od do", bo cały czas coś się dzieje. Mam możliwość realizowania swoich zainteresowań i poszerzania kompetencji.
Jakie są przed Tobą możliwości rozwoju?
Zastanawiam się jak moja praca będzie wyglądać w przyszłym roku. Teraz dużo uczę i chyba chciałabym zajmować się tym trochę mniej na rzecz zadań metodycznych. Chciałabym więcej szkolić lektorów, również poza Warszawą. Z drugiej strony nie chcę tracić kontaktu z rzeczywistością „lektorską” – ten punkt odniesienia jest bardzo ważny. Zależy mi, by mieć kontakt z dziećmi, uwielbiam obserwować, jak umieją coraz więcej. Poza tym moi uczniowie dużo mi dają – wdzięczności, emocji… to niesamowicie motywuje.
Jakie są dzieci na Twoich zajęciach?
Bardzo twórcze. Często to widzę, kiedy pracujemy w ramach różnych projektów plastyczno-językowych. Czasami, pracując z mimingiem, wspólnie myślimy jak pokazać niektóre słówka i dla mnie to jest fantastyczne, że dzieciaki mają dużo lepsze pomysły na pokazanie różnych rzeczy niż ja.
Bardzo lubię również patrzeć jak w procesie grupowym tworzą się między nimi więzi, jak zaczynają współpracować w grupie. Naprawdę widzę, że przede wszystkim dobrze się bawią.
Co jest wyjątkowego w metodzie Early Stage?
Zabawa jest idealnie zbalansowana z profesjonalnym podejściem do rozwoju językowego. Przy wymagających materiałach i programie jest dużo pola do kreatywności, co powoduje, że dzieci są bardzo zaangażowane. To jest super!