Muszę przyznać, że ostatnimi czasy nieco się wygłupiłam w dyskusji na temat możliwości mózgu, która to dziedzina fascynuje mnie od wielu lat. Moja rozmówczyni podała zaskakujące liczby dotyczące tego, jak mózg ośmiolatka jest ukształtowany procentowo, z czym oczywiście się nie zgodziłam, bo jej teza wskazywałaby na to, że uczenie się powyżej lat ośmiu w ogóle nie ma sensu. Niestety jako źródło podałam dzieło naukowe Manfreda Spitzera „Jak uczy się mózg”, które … żadnych takich danych nie podaje. Być może nie było to całkiem niemądre z mojej strony, bo jeśli wgryziesz się w tę fascynującą, choć momentami trudną lekturę, zrozumiesz, że uczenie się nie ma jednolitej definicji, a odstępstwa indywidualne w tym procesie są tak ogromne, że żaden szanujący się badacz mózgu nie poda konkretnych danych.
Dziś zamierzam więc podjąć prawdziwe wyzwanie – chciałabym Wam przybliżyć podręcznik niemieckiego neurologa, psychiatry i psychologa. Czuję, że w gąszczu poradników i książek dotyczących filozofii i pomysłów na to, jak (się) uczyć, a także sprzecznych (ale jakże chwytliwych) danych w artykułach poradnikowych w internecie brakuje nam „twardej” wiedzy.
Sam Manfred Spitzer jest postacią niezwykle barwną – w swoich dziełach odnosi się często do jego własnych doświadczeń bycia rodzicem szóstki dzieci. Szczególnie ciekawe odkrycia poczynił w kwestii oglądania telewizji czy korzystania z nowych technologii, postulując nieugięcie, wbrew modnemu obecnie trendowi, że komputery nie są potrzebne w szkole, ponieważ nie tylko nie wpływają na efektywność uczenia, ale nawet ją obniżają. Do dosyć konserwatywne podejście, ale Spitzer popiera je badaniami ( książka „Cyfrowa demencja”), warto je choćby znać.
Spitzer udowadnia, że nasz umysł zaczyna uczyć się już w fazie prenatalnej i robi to przez całe życie, tłumaczy jak to robi i wyjaśnia z perspektywy neurobiologicznej wiele trudnych zagadnień takich jak agresja, depresja, stres czy moralność. Książka pełna jest fascynujących zagadek, takich jak to, dlaczego im wyższy wiek słonicy w stadzie, tym bardziej jest poważana (czyli o znaczeniu starości) czy jak właściwie bada się mózg. Porusza też tę odwieczną kwestię: co ma na nas większy wpływ - geny czy środowisko. Niestety nie starczyłoby mi miejsca na streszczenie książki, pozwolę więc sobie w tym miejscu przytoczyć te informacje, które dotyczą bezpośrednio nauczania i uczenia się języków.
Po pierwsze, odkrywcze, ale i stojące w kontrze do obecnych metod uczenia języka, jest stwierdzenie, że uczymy się zasad poprzez przykłady. Często porównuje się uczenie języka do uczenia się mówienia przez małe dzieci, jednak jeśli weźmiemy metody uczenia języków obcych mają się one nijak do tej obserwacji. Małe dziecko nie poznaje zasad, nie wkuwa regułek, nie poznaje oboczności, a jednak po pewnym czasie każde jest w stanie poprawnie władać językiem. Małe dzieci popełniają ogromną ilość błędów, czemu więc chcemy ich za wszelką cenę unikać w uczeniu się w szkole? To, co według naukowców wpływa na to, że uczymy się mówić, to ogromna liczba przykładów, wcale nie dobranych pod żadnym kątem, za to poprawnych i pełnych pełnego znaczenia kontekstu. Kiedy zatem uczymy Present Simple, nie musimy podawać reguły – niech uczniowie sami odgadną ją na podstawie przykładów w ciekawym kontekście. A kiedy już ją poznają, musi mieć ona przełożenie na dalsze używanie języka w praktyce. Gdy zaś podajemy zestaw słów, szczególnie abstrakcyjnych, mózgi naszych uczniów potrzebują mnóstwa przykładów ich użycia w różnym kontekście, kolokacjach, przykładach (a najlepiej historyjkach).
Druga ważna kwestia poruszona w tej książce to motywacja. Kilka cytatów tutaj, refleksje nasuwają się same.
Autor - neurobiolog - sporo przestrzeni poświęca na omówienie roli emocji i uwagi. Czuję jednak, że te sprawy są już oczywiste dla nas, nauczycieli. Bez odpowiedniej koncentracji mózg nie ma szansy się czegoś nauczyć – nie czuje potrzeby, więc nie widzi w tym wartości. Mózg uwielbia natomiast uczyć się w oparciu o pozytywne emocje. Strach i obawa krótkoterminowo wydają się pomagać zapamiętywaniu, jednak w rzeczywistości prowadzą do negatywnych skutków stresu. Spitzer jednoznacznie stwierdza, że pojęcie tzw. „dobrego” i „złego” stresu nie jest poparte naukowo.
Spitzer potwierdza też zasadność uczenia się od najmłodszych lat. Według badań mózg człowieka, który jako dziecko dorastał w obszarze innego języka, ale dość wcześnie się przeprowadził, jako dorosły jest w stanie opanować częściowo zapomniany język szybko i bez akcentu. Wniosek? Dzieci od samego początku powinny mieć kontakt z wieloma ciekawymi rzeczami, nigdy nie wiadomo, które połączenia synaptyczne będą reaktywowane w późniejszym wieku.
W rozdziale o czytaniu i mówieniu moją uwagę zwracają dwie rzeczy. Spitzer twierdzi, że mowa i czytanie zakładają istnienie bardzo dobrych połączeń miedzy różnymi obszarami mózgu. Dlatego zdolność czytania może być zaburzona, kiedy połączenia te nie wykształcą się optymalnie. Zatem mój wniosek jest taki, że na przykład dysleksja nie jest wymysłem ludzi, którzy chcą wybaczyć lenistwo czy niedouczenie. Zaburzenia tego typu są realnym problemem neurologicznym. Wymagają więc jak najszybszej diagnostyki i profilaktyki, nad którymi to naukowcy pracują, a także zrozumienia przez nauczycieli i niestawiania znaku równości między uczniami, którzy tych zaburzeń nie mają. Chciałabym też się podzielić wnioskiem, który nasuwa się ze stwierdzenia, że mowa zakłada istnienie połączeń między różnorodnymi obszarami mózgu (tak jak i wiele innych umiejętności), a także z faktu, że Spitzer w żadnym rozdziale nie pisze nic o osadzeniu danej umiejętności wyłącznie w prawej lub lewej półkuli mózgu. Mit prawej i lewej półkuli, które niejako mają „mieścić” różne umiejętności został już dawno zdewaluowany, a świetnie wyjaśniony między innymi w filmiku TED:
Uważam, że jest o tyle szkodliwy, że łatwo szufladkuje nasze zdolności, zwalniając z obowiązku rozwijania się w różnych obszarach. Namawianie natomiast na siłę do ćwiczeń łączących pracę dwu półkul uważam za naciągane i nieskuteczne. To tak, jakby powiedzieć biegaczowi – biegnij. Łączenie różnych obszarów w mózgu zachodzi nieustannie, przy każdym wysiłku, nie ma więc potrzeby go do tego szczególnie namawiać. Nie podoba mi się również stawianie kreatywności i logiki w opozycji. Gdyby spojrzeć na geniuszy nauki np. Alberta Einsteina czy Leonardo Da Vinci, nie ma wątpliwości, że ich logiczne myślenie i kreatywność nie stały w opozycji i że nie musieli oni wykonywać specjalnych ćwiczeń integrujących pracę półkul :)
W kolejnych częściach książki Spitzer kładzie nacisk na inne istotne dla uczenia się kwestie np:
Spitzer podaje treści, których powinniśmy się uczyć, aby radzić sobie w życiu. Są to historie, metafory, struktury, mity (wyrażają emocje, mówią, co jest ważne, pokazują konflikty etc.), natura i kultura, a także podejmowanie decyzji. To zestaw dość luźno zebranych pomysłów, nie można mu jednak odmówić mocy inspiracji.
Bardzo ciekawy zestaw map myślowych znajdziecie tu - stanowią one ciekawe podsumowanie i przypomnienie książki.
Lektura tej książki jest fascynująca, choć miejscami trudna. Łatwo jednak dzięki przejrzystej strukturze znaleźć interesujące obszary, z których każdy nauczyciel niewątpliwie wybierze coś dla siebie. Polecam też króciutki filmik z youtube – Spitzer wypowiada się w nim na temat technologii cyfrowych: