Witam w kolejnej odsłonie recenzji książek polecanych nauczycielom. Tym razem opowiem o książce znanych autorek – Adele Faber i Elaine Mazlish – „Jak mówić, żeby dzieci się uczyły”. Już na samym początku mam ochotę pobawić się z tytułem, aby zaproponować trochę ‘food for thought’. Zatem może:
Sądzę, że na wiele z powyższych pytań znajdziecie odpowiedź w książce, którą dziś się zajmujemy. Sama formuła książki wygląda tak, że jest ona podzielona na kilka rozdziałów, wśród nich:
Każdy rozdział jest pewien przykładów z życia i przypowieści, które snują autorki oraz niezwykle cennych komiksów, w których zawarty jest skondensowany zestaw rad. Te komiksy są w moim przekonaniu najbardziej wartościowe – po przeczytaniu książki łatwo je odszukać, aby przypomnieć sobie porady. Na końcu rozdziału umieszczone jest krótkie przypomnienie, które również doskonale ułatwia powtórkę, znajdziemy tam też odpowiedzi na pytania nauczycieli i rodziców. Pytania są pełne przykładów, a udzielone odpowiedzi rzeczowe, niestereotypowe, pełne empatii i mądrości wynikającej z ogromnego doświadczenia. Są też relacje rodziców i nauczycieli, czyli historie, które mieli oni przysłać po pierwszym wydaniu książki, aby pokazać, jak rady działają w praktyce.
W pierwszym rozdziale, który mówi o uczuciach, autorki dowodzą, że dzieci potrzebują potwierdzenia swoich uczuć, zatem zamiast stosować tak wszechobecne zaprzeczanie im, proponują nazywanie uczuć. Na przykład, gdy dziecko mówi „Ta czytanka jest głupia.”, zamiast zaprzeczać „Wcale nie, jest bardzo ciekawa” (o tak, zdarza nam się to często), lepiej powiedzieć „Coś Ci się w niej nie podoba.” Taki dialog ułatwi nam nawiązać relacje z dzieckiem, dowiedzieć się, skąd biorą się uczucia i może wypracować lepszą współpracę.
Autorki odradzają też udzielanie rad i krytykowanie, proponując w zamian stosowanie potwierdzania uczucia słowem („Tak?”, „Rozumiem.”) lub pomrukiem („Mhm.”, „Aha.”). W ten sposób reagujemy na problemy uczniów w sposób pełen troski, ułatwiając uczniom skoncentrowanie się na problemie i samodzielne znalezienie rozwiązania. Ważne, aby nawet pomimo przekonania, że znamy najlepsze rozwiązanie, nie narzucać go uczniom. Sami chcą i mogą je wypracować - takich ludzi chcemy kształcić.
Jako metodyk z wieloletnim doświadczeniem zauważyłam, że często mamy problem z zachowaniami trudnymi do akceptowania – najczęściej je ignorujemy, co, jak dobrze wiecie, zazwyczaj kończy się ich eskalacją albo przynajmniej nadwyrężeniem naszej relacji. Dziecku trudno jest zmienić zachowanie, jeśli jego uczucia są ignorowane, zatem autorki mimo wszystko radzą zaakceptowanie uczuć. Przykład dotyczy dziewczynki, która wyrywa innej pędzel. Nauczycielka mówi „ Widzę, jak bardzo chcesz malować. Teraz jest kolej Alex. Zapiszę Twoje imię dużymi literami na liście dzieci czekających na swoja kolejkę”. Jak mógłby zareagować nauczyciel w sytuacji, gdy uczniowie chcąc zwrócić jego uwagę głośno śpiewają, krzyczą, wygłupiają się? Jak myślicie?
Kolejny rozdział podaje siedem sposobów na zachęcenie uczniów do współpracy. Nad ich skutecznością można oczywiście dyskutować, jednak jestem przekonana, że warto je mieć w swoim warsztacie pedagogicznym i je wypróbować. Ja często je stosuję, szczególnie w indywidualnych rozmowach z uczniem.
W części o pułapkach kar (przeczytajcie sami, dlaczego są nieskuteczne i jakie niechciane konsekwencje mogą się z nimi wiązać) autorki przychodzą z pomocą w podawaniu alternatywnych reakcji na nieodpowiednie zachowanie: określanie oczekiwań, pokazanie, jak uczeń może naprawić swoje zachowanie, wyrażanie zdecydowanej dezaprobaty, zaproponowanie wyboru i wreszcie poniesienie konsekwencji własnego wyboru. Z tym ostatnim trzeba naprawdę uważać, aby konsekwencje nie stały się po prostu karą. Jeśli chcecie być pewni, że potraficie je rozróżniać, obejrzyjcie na filmik o punishment vs consequence.
W rozdziale o wspólnym rozwiązywaniu problemów, zaproponowane zostało sześć kroków, które mają rozbudzać zaangażowanie uczniów.
Bardzo polecam wnikliwe przestudiowanie wszystkich przykładów podanych przez autorki. Wyobrażam sobie zastosowanie takiego schematu (oczywiście będąc odpowiednio elastycznym) np. w rozmowie z uczniem na temat nieodrabiania prac domowych czy stosowania wulgarnego języka na lekcji. Jeśli chodzi o grupowe problemy – można zasygnalizować np. problem głośności na lekcji. Czy widzicie inne zastosowania metody sześciu kroków rozwiązywania problemów?
W rozdziale o pochwale i krytyce, autorki podają pomysły na to, jak chwalić, aby nie onieśmielać i jak krytykować, aby nie ranić. O tym, że chwalenie typu „Super.”, „Jesteś świetny!”, „Jesteś genialny!”, „Ładny obrazek.” ma swoje wady, chyba już wiecie? A jeśli nie, to tylko wspomnę, że ocenianie nie wspiera rozwijania motywacji wewnętrznej, obarcza ciężarem „łatki” i najogólniej rzecz ujmując jest mało konkretne, więc szybko przestaje cieszyć. Jak można wyrazić pochwałę w inny sposób? Autorki kładą nacisk na ocenę opisową np. w przypadku, kiedy dziecko prosi o opinię na temat obrazka, możemy zwrócić uwagę na jego konkretne elementy, podkreślić wysiłek czy czas włożony w jego wykonanie. W krytykowaniu natomiast dość często zapominamy o drugiej stronie medalu. Często wytykamy, co jest niezrobione, co jeszcze trzeba poprawić, jednak warto zawsze podkreślać to, co już zostało wykonane, aby obraz pracy nie został zachwiany.
Uwalnianie dzieci od swoich typowych ról to temat kolejnej części. Dla mnie już samo uświadomienie, jak bezsensowne, a wręcz szkodliwe, jest narzucanie dzieciom ról, stanowi duże wyzwanie. Sama nieraz zdaję sobie sprawę, jak często przewiduję, kto nie będzie miał odrobionej pracy domowej, kto przedłuży pisanie testu, kto na pewno zostawił dziś po sobie pustą butelkę oraz jak często myślę o swoich uczniach w kategorii „infantylnego” (więc nie zadaję trudniejszych pytań), „powolnego” (więc z góry pospieszam, co wywiera na nim jeszcze większą presję), „niegrzecznego” (więc z góry strofuję, z niepotrzebnym napięciem wchodząc w relację) czy „nieśmiałego” (więc nie zadaję pytań albo szybko odpuszczam w czekaniu na odpowiedź, nie dając tym samym wyjść uczniowi z roli). Ta świadomość bardzo boli! Na szczęście z pomocą przychodzą nam autorki książki podając zestaw sugestii:
• Znajdź możliwość pokazania uczniom nowego wizerunku ich samych.
• Stwórz sytuacje, w których uczniowie mogą postrzegać siebie w inny sposób.
• Spraw, żeby uczniowie słyszeli, jak mówisz o nich pozytywnie.
• Określ, jaki model zachowania chciałabyś widzieć.
• Przypomnij uczniom o ich poprzednich dokonaniach.
• Powiedz, jakie masz odczucia i/lub oczekiwania.
Najtrudniejszym punktem uwalniania dziecka od roli wydaje się być wychwytywanie tych momentów, kiedy zachowuje się ono inaczej, kiedy robi coś naprawdę fajnego. Wymaga to wyjścia ze swojego schematu myślenia o tej osobie i sporej koncentracji na niej. Najłatwiej oczywiście wtedy sprawę przemilczeć, bo przecież, kiedy robi coś w porządku, to tak ma być, nie ma co chwalić za normalne postępowanie – prawda? Nic bardziej błędnego! Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o uwalnianiu z roli, polecam wnikliwe przestudiowanie tego rozdziału.
W części o partnerskiej relacji rodzice – nauczyciel dowiecie się o tym, jak prowadzić spotkania z rodzicami. Podane rady są inspirujące, ale myślę, że największe znaczenie ma tutaj nasza postawa – jeśli będziemy nastawieni na współpracę i wspólne wypracowanie rozwiązania, na pewno uda nam się dotrzeć do każdego rodzica i dziecka.
Taką refleksją też chciałabym zakończyć tę recenzję – jeśli już bierzecie tę książkę do rąk, oznacza, że macie gotowość do współpracy, otwartą głowę i serce, a zawarte w niej rady posłużą Wam jako narzędzia nawiązania tej współpracy. Zostawiam Was z pytaniem na temat tego, jak słownictwo wpływa na nasze myśli, zachowania i postawę. Czy nie lepiej zastąpić słowo ‘dyscyplina’ słowem ‘współpraca’? Jak uczynić dziecko podmiotem zamiast przedmiotem procesu nauczania?